Rocznicowy tort i samopoziomująca polewa
Tort
upiekłam na wielki zjazd rodzinny zorganizowany z pięknej okazji, jaką
stanowiła 50-ta rocznica ślubu rodziców.
Inspiracji
na niego szukałam od co najmniej miesiąca, ale skończyło się tak jak zazwyczaj
– dwa dni wcześniej podjęłam decyzję co do smaku. Na ozdobienie zabrakło mi nie
pomysłu ani materiałów, bo obkupiłam się w różności i mogłam go przybrać na
kilka możliwych sposobów, ale niestety czasu.
I w ten sposób polewa kakaowa posypana ciasteczkami kruchymi w czekoladzie
mlecznej i deserowej (zakupionymi w sieciówce na „B”), byłą jedyną rzeczą, na
jaką wystarczyło mi sił o wpół do pierwszej w nocy z piątku na sobotę, po
całotygodniowym niedosypianiu i wstawaniu o 5 rano.
W rezultacie
ciasteczka świetnie pasowały do delikatnego kakaowego ciasta i ptasiomleczkowej
masy cytrynowej. Z pewnością tort na obchody 50-lecia powinien mieć bogatszą
oprawę, ale jubilatom się spodobał (tak przynajmniej twierdzili), a co
najważniejsze smakował całej rodzinie (były proszone dokładki J). A co najważniejsze,
bez uszczerbku przetrwał stukilometrową podróż do miejsca przeznaczenia,
pomimo, że wiozłam rodzinę osobiście, w dodatku nie swoim samochodem.
CIASTO na
tortownicę 28 cm:
9 jajek
1 czubata
szklanka cukru
1 szklanka oleju
rzepakowego
1,5 łyżeczki
proszku do pieczenia
1 łyżeczka
sody oczyszczonej
1,5 szklanki
mąki pszennej tortowej
2 czubate
łyżki kakao
MASA SEROWA:
2 „Śnieżki”
1,5 szklanki
mleka
0,5 kg sera
trzykrotnie mielonego w wiaderku
2 galaretki
cytrynowe (takie na 0,5 litra wody)
POLEWA:
5 dag masła
1,5 łyżki
cukru
1,5 łyżki
kakao
2,5 łyżki
śmietany 18% (u mnie zwykła do zup)
0,5 łyżeczki
żelatyny
DODATKOWO:
do posypania
wierzchu ciasteczka w czekoladzie mlecznej oraz deserowej
PIERWSZY
DZIEŃ - CIASTO:
Mąkę przesiałam,
wymieszałam z proszkiem do pieczenia, sodą i kakao. Tortownicę wyłożyłam
papierem do pieczenia. Piekarnik rozgrzałam do temperatury 180 stopni z termo
obiegiem.
Białka
oddzieliłam od żółtek, ubiłam je na sztywną pianę, pod koniec ubijania partiami
wsypałam cukier. Kolejno wmieszałam na niskich obrotach po jednym żółtku i
wlałam cienką strużką olej. Dosypałam mąkę z dodatkami i delikatnie wymieszałam
łyżką. Masę wyłożyłam do tortownicy, natychmiast wstawiłam do nagrzanego
piekarnika. Piekłam 40-50 minut do suchego patyczka. Ciasto wystudziłam przy
uchylonych drzwiczkach piekarnika.
DRUGI DZIEŃ
– MASA:
Galaretki
rozpuściłam w 1,5 szklanki wrzątku, odstawiłam do ostudzenia. W chwili
dodawania do sera powinna być już lekko gęsta, ale nie za bardzo.
Upieczone
poprzedniego dnia ciasto przekroiłam na trzy blaty.
W jednej
misce zmiksowałam ser, w drugiej ubiłam na sztywno „Śnieżki”. Do sera dodałam
stopniowo ubite „Śnieżki”, a następnie gęstawą galaretkę.
Większą
częścią masy przełożyłam blaty ciasta, pozostałą posmarowałam boki tortu.
Wstawiłam do lodówki do stężenia.
DRUGI DZIEŃ
– POLEWA:
W rondelku
rozpuściłam masło, dodałam cukier i kakao, mieszałam, aż cukier się rozpuścił.
Następnie, szybko mieszając rózgą, dodałam śmietanę, a na końcu żelatynę.
Zestawiłam z palnika i studziłam mieszając, aż polewa zaczęła gęstnieć. Polałam
tort z wierzchu starając się, aby warstwa polewy była jak najgrubsza. Posypałam
ciasteczkami kruchymi w czekoladzie.
Tort
wstawiłam na noc do lodówki, aby masa dobrze stężała.
„Samopoziomująca”
polewa jest genialna! Równiutko rozpływa się po powierzchni ciasta, po zastygnięciu
jest elastyczna i lśniąca, gorąco polecam wypróbować J
Fotki nie są najlepszej jakości, ponieważ robiłam je w warunkach "polowych"
Przepis, który mnie zainspirował znalazłam tutaj.
Przy okazji wizyty u rodziców zrobiłam dwie fotki kwiatowe, tak bardzo mi się podobają, że je zaprezentuję :)
wygląda świetnie:)! mniam:)!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Moim zdaniem wygląda skromnie, ale jest pyszny :)
Usuń