Zmotywowana między innymi przez Pana Doktora, który troskliwym tonem poradził mi "mogłaby się pani odmłodzić kilka kilogramów, zawsze to kręgosłup odciążony i kolanom lżej" (a jego spojrzenie przy tym było złośliwo-ironiczne... a może mi się tylko wydawało...), postanowiłam zastanowić się nad problemem nadwagi - może to dobra metoda aby zaoszczędzić na lekach?
Zastanawiałam się długo i intensywnie, zbierając przy tym kolejne "szpileczki" od różnych, znajomych i obcych osób. Moja obrana początkowo strategia pod tytułem "najpierw przestać tyć" jakoś nie przyniosła efektów, więc zrobiłam rachunek sumienia, listę zysków i strat oraz, przede wszystkim, porządek w szafie. I to przeważyło szalę goryczy. Zostały mi trzy sweterki (wiadomo, dzianina rozciągliwa jest), jedna spódnica (wysoko podciągnięta robi się krótsza, ale jeszcze ujdzie), dwie lekkie bluzeczki i trzy pary letnich portek (z czego jedne zakupione dawno temu od razu o dwa numery za duże i jedne świeżo nabyte). Nie wspomnę o dwóch parach dżinsów ze streczem, które w cudowny sposób rosną razem z moim... ciałem i bawełnianych podkoszulkach, które zawsze kupowałam luźne, bo z wiadomych względów, styl "blisko ciała" nigdy mi nie odpowiadał.
Iiii... tadam - trzeci dzień diety. Liczę kalorie, komponuję posiłki tak, żeby były urozmaicone i zasobne w to co organizmowi potrzebne, a przede wszystkim jednak napełniły żołądek. Żaden ze mnie dietetyk, uczę się i uczyć będę jeszcze bardzo długo, ale mam nadzieję, że wielu błędów żywnieniowych nie popełnię, i że poniesiony trud przyniesie efekty.
Moich gości proszę o trzymanie kciuków :)
No i stało się. Moje odchudzanie zostało upublicznione, teraz nie mogę się wycofać, żeby nie narobić sobie obciachu :D
Z góry przepraszam za brak nowych przepisów, ale w zanadrzu mam sporo starych, które obiecuję sukcesywnie dodawać, tak aby pasowały do pory roku. Fotki może nie najlepsze, ale mam nadzieję, że zostanie mi to darowane.
Dzisiaj pochwalę się moim wczorajszym obiadem oraz deserkiem, który wprawdzie robiłam już jakiś czas temu, ale teraz policzyłam kalorie i doszłam do wniosku, że w chwili słabości może zastąpić bardziej zdrową przekąskę, a przy tym zaspokoić potrzebę na coś słodkiego.
Wartość kaloryczną policzyłam opierając się m.in. na danych ze strony http://www.ilewazy.pl/ oraz informacjach podanych przez producenta galaretki.
PIERŚ KURCZAKA Z BROKUŁAMI
wartość kaloryczna 250 kcal
gotowa porcja = 150 g piersi + 200 g gotowanego brokuła
Pierś opłukałam, osuszyłam, rozbiłam tłuczkiem do mięsa, oprószyłam solą, pieprzem, przyprawą "suszone pomidory z czosnkiem i bazylią", bazylią i tymiankiem. Wymieszałam z niepełną łyżeczką oleju rzepakowego i odstawiłam na pół godzinki.
Po tym czasie "usmażyłam" na suchej patelni.
Brokuły (niestety miałam tylko mrożone) ugotowałam mocno al'dente w osolonej wodzie.
GALARETKA TRUSKAWKOWA Z TRUSKAWKAMI
wartość kaloryczna całości (bez płatków czekoladowych) 350 kcal
wartość kaloryczna porcji zależy od tego ile pochłoniemy :)
1 opakowanie galaretki truskawkowej rozpuściłam w 1 szklance wrzątku, a po przestudzeniu wymieszałam ze szklanką zmiksowanych truskawek. Masę wyłożyłam do salaterek i odstawiłam do stężenia. Dietetycznie podać bez płatków czekolady, ewentualnie z jedną cząstką gorzkiej, która zdecydowanie polepsza humor i smak, ale też jednocześnie podnosi wartość kaloryczną.
Trzymajcie kciuki, buziaki :*
Cieszę się, że mądrze podeszłaś do diety i nie należysz do osób u których dieta = 500 kcal i 0 tłuszczu :) Olej rzepakowy jest akurat najzdrowszym z tłuszczów, o najlepszym składzie, a zawarte w nim kwasy omega-3 wręcz ponoć pomagają w gubieniu zbędnych kilogramów :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa wsparcia :)
UsuńI jak dieta? Udało się jej dotrzymać? :)
OdpowiedzUsuńHmm, dieta już za mną, ale opłacało się, -5 kilo utrwalone :)
Usuń